Ahoj Marynarze!
Zaraz po opuszczeniu caffe z netem i zakonczeniu poprzedniego wpisu udalismy sie no glownego holu Lwowskiego dworca.. Wedle wskazan biletu mielismy jeszcze godzine do odjazdu. Wedle elektronicznej tablicy aktualnych odjazdow mielismy mniej niz minute. Bieg... Nie nie.. SPRINT! .. z calym naszym dobytkiem. Peron.. JEST! Pociag... Jakis stoi. Ale ani jednej zywej duszy wokol niego. Czarne mysli i wizja powrotu do naszego "Hotelu" Arena ogarnely nasze zamotane glowy. Odjechal? Na szczescie NIE! Utwierdzil nas w tym czlowiek z oblsugi , ktory raczyl sie pojawic po kilku minutach. Nasz pociag jednak za godzine. Za cale zamieszanie odpowiedzialne sa ukrainskie koleje. Ktos sie pomylil.. Zatem czekalismy i czekalismy az wkoncu przyjechal. Siedmio-wagonowy , niebieski sklad do Rumunii.. Bardzo przyjemny standard , za niska cene. Mily konduktor mowiacy po Polsku. Zamykane od wewnatrz drzwi do przedzialu.. , umiarkowanie blogi sen i swiadomosc podrozy gdzies na rumunska granice. GDZIES , bo dokladnie nie wiedzielismy gdzie lezy Vadul Siret (nie bylo go na naszej mapie) , Pani sprzedajaca bilety pokazala nam orientacyjnie region , w ktorym wyladujemy , a my jej uwierzylismy. Wysiedlismy z pociagu dokladnie o przewidzianej przez rozklad godzinie 8.20.. Okazalo sie , ze owszem jestesmy na przejsciu granicznym , ale kolejowym! Do pieszego trzeba sobie dojsc 15km. Owszem jestesmy na przejsciu , ale w zupelnie innym regionie niz wskazala kasjerjka. Zadupie na wschodzie. Vadul Siret. Troszke nas wywialo.
Konduktor : Po co tu przyjechaliscie?
Indkubator : Na wakcje..
Konduktor : TUTAJ?!! Przeciez tu nic nie ma...
Mial racje.. Prawie. JEST zupelnie pusta droga.. i lokalni rowerzysci na starych "ukrainach". To sie nazywa ucieczka poza miasto. Po sniadanku , ktore nasycilo nas nadzieja , jakims cudem dotarlismy na glowna droge prowadzaca do pieszego/samochodowego przejscia granicznego. Electro.. podnosi kciuka i lapie bialego Vana z kobiata po 40-stce za kierownica. Jej oferta - przewiezienie przez granice. Wsiedlismy. Pierwszy celnik i juz wszystko jasne. Jedziemy z zawodowym przemytnikiem. Papierosy na Ukrainie kosztuja 2zl , w Rumunii 7zl. Nasz kierowca biznes-women fachowo chowala banknoty do paszportow... mrugajac do nas okiem. Jacy usmiechnieci celnicy.. Jakie bezproblemowe przejscie graniczne. Poza kolejka.. szybko , sprawnie i przyjemnie. Na parkingu tuz za granica zwykle przedmioty okazaly sie byc.. papierosami. Sok pomaranczowy - papierosy, torebka - papierosy , tylne siedzenie - papierosy. Kilkanascie kartanow tytoniu. Zostalismy wykorzystani. Na nasze paszporty tez "zabralismy" szlugi. No ale... JESTESMY W RUMUNII!!! - przyjaznym kraju przyjaznych ludzi!
Cieszcie sie , Czesc.
Piertuten , Electro , "W ostatniej chwili"
P.S Przepraszamy za wszelkie niedociagniecia ortograficzne. Propozycja dla M. ---> jesli znajdziesz jakies bledy slij korekte na maila pzet@onet.eu , bedziemy wdzieczni. YO.