Witam , juz z czesci Europejskiej. Parking 40km od Valencii.. Przez 3 dni zrobilismy ponad 500km. Wynik mizerny. Ale wezmy poprawke na kraine w jakiej dane nam jest sie poruszac. Hiszpania i to ta poludniowa , najtrudniejsza dla stopowiczow. Przypominam ze Hiszpanie zatrzymuja sie bardzo niechetnie.
Pierwsza noc na naszym rodzimym kontynencie spedzilsmy pod palmami na plazy w Algaciras. Z "lozka" widok na olbrzymi port i piekny , pelny ksiezyc. Romantyczna sceneria.. A na jej tle niesamowite spotkanie.. z bylym wrestlerem , walczacym kilanascie lat temu w Stanach , a teraz cierpiacym na powazna chorobe umyslu i ciala , bowiem byl to szaleniec siedzacy na terenowym wozku inwalidzkim. Opowiedzial nam o swoim zawodzie odgrywajac oblokany , 25 minutowy spektakl , poczym odjechal. Niezle.
Nastepne dwa dni to ciezka przeprawa. Czekanie .. czekanie.. czekanie. Nocny deszcz , mokra pobudka i nocleg pod naczepa Tira. Przemoczony spiwor suszylem pod suszarka w WC na stacji. Arabskie buliony z Arabskim makaronem wypelnialy nam zaladki , a za deser odpowiedzialna byla matka ziemia i jej mandarynki. W bardzo ciasnej ciezarowce-chlodnii dotarlismy pod Valencie. Kolejny parking , tym razem mniejszy niz poprzednie. Sytuacja nieciekawa , do tego goraco. Nagle na stacje wiezdzaja dwie czysciutkie odpicowane czarne POLSKIE CIEZAROWKI!... Widzac je Indo zaczal uprawiac taniec radosci. Pojawila sie nadzieja. Rozmowa. Nadzieja znikla. Jeden z Panow odbilal w niekorzysta dla nas strone kraju, a drugi nie chcial ryzykowac przewozu dwoch osob. Nie ma jazdy , jest imprezka. Na otarcie lez Panowie podarowali nam kilka kilogramow jedzenia , postawili winko i oliwiki. Po chwili przylaczyl sie mowiacy po polsku ukrainiec i turek. I tak w piatke przeplatalismy opowiesci o Afryce z opowiesciami drogi i slangiem zawodwych kierowcow. Bardzo slowiansko. Mniej wiecej w polwie drugiej butelki wina na naszym parkingu (opanowalismy go) pojawia sie kolejne auto ciezarowe. Kto tym razem?! Siwy starszy pan. Podszedlem.
-Sorry.. Do you speak english?
-Yes! I speak in this fucikin language.
Native speaker. Szalony Irlandczyk w wieku 68 lat!. Powiedzial ze jedzie w kierunku kraju Baskow. Troszke nie po drodze. Coz.. Do tego mial przebita opone. A "kapec" w tirze to zupelnie inna skala niz "kapec" w samochdzie osobwym. Mialem okazje sie o tym przekonac.. Zaoferowalem pomoc. I tak przez nastepna godzine , trenujac swoj angielski , tazalem sie w oleju. Gdy skonczylismy irlandczyk zlapal mnie za reke , popatrzyl w oczy i powiedzial :
- Zabiore was do Niemiec. Odjazd 5 rano.
Pierduten. Cieszcie sie czesc.